Policjanci z Gliwic przyjmowali coraz więcej zgłoszeń kradzieży paliwa. Schemat zawsze był ten sam: zamaskowany kierowca tankował zbiornik pojazdu oraz dodatkowe pojemniki w części bagażowej. Sprawą zajęła się specjalna grupa kryminalnych z I komisariatu. Zaczęła od spotkań z obsługą stacji benzynowych, na których dochodziło do przestępstw. Przeglądano monitoringi, zbierano rysopisy oraz wszystkie możliwe dane, pozwalające na „punkt zaczepienia”.
W prowadzonych przez kryminalnych z gliwickiej „jedynki” dochodzeniach występowały samochody różnych marek, typów i kolorów. Były to dwie skody, dwie dacie oraz fiat. Za każdym razem sprawca mocował inne, kradzione tablice rejestracyjne.
Żmudne przeglądanie zapisów z kamer monitoringów oraz praca analityczna w bazach danych pozwoliła wytypować podmiot, mający w swoich zasobach pojazdy dokładnie w tych markach i kolorach, jakie przewijały się w kradzieżach. Funkcjonariuszom udało się w końcu potwierdzić auto, które wjechało do Gliwic na opolskich numerach rejestracyjnych. Wszystko wskazywało, że posłużyło ono do kradzieży. To ustalenie stało się punktem zwrotnym w śledztwie. Potem, jak po nitce do kłębka, docierano do osób zarządzających flotą samochodową w jednej z firm na terenie województwa opolskiego, a następnie jej filii w Zabrzu.
Tak udało się ustalić nieformalny proceder pożyczania samochodów służbowych. Wymieniali je między sobą nie tylko pracownicy firmy, także ich znajomi spoza przedsiębiorstwa. W ten sposób pojazdy wypożyczał także wytypowany przez śledczych mężczyzna. Policjanci ustalili miejsce, w którym mógł on przebywać. Trafili do złodziejskiej dziupli, a tam, w jednym z garażów, znaleźli kanistry i pojemniki z paliwem. Odkryli też wiele różnych tablic rejestracyjnych.
Wytypowany mężczyzna nie przebywał w swoim mieszkaniu, więc kryminalni rozpoczęli obserwację. W czasie przeczesywania okolicy podejrzanego zauważył nieumundurowany patrol – nie widząc twarzy (maseczka), policjanci i tak go rozpoznali. Wystarczył im charakterystyczny sposób chodzenia, uwieczniony na zapisach z monitoringu. W efekcie zatrzymano 30-letniego mieszkańca Gliwic, w przeszłości notowanego już za przestępstwa przeciwko mieniu.
Zaskoczony wiedzą policjantów 30-latek szybko zaczął opisywać, gdzie i kiedy dokonywał kradzieży oraz komu, ile i za jaką cenę sprzedawał paliwo (dodajmy – w cenie od 2 do 3 złotych za litr). Teraz kłopoty czekają również kupców kradzionego paliwa – oni odpowiedzą za paserstwo.
Jak się okazuje, kradzieży było więcej, niż myśleli kryminalni z gliwickiego I komisariatu – wstępnie naliczono ich ponad 30. Sprawca działał w Gliwicach, Knurowie, Pyskowicach, Tarnowskich Górach, Bytomiu, Rybniku, Żorach, Chorzowie, Świętochłowicach, Rudzie Śląskiej, Katowicach i Myszkowie. Poruszał się nie tylko wspomnianymi pięcioma pojazdami, ale i innymi autami, pożyczanymi od licznych znajomych. Jego proceder trwał od października ubiegłego roku. Największą jednorazową kradzieżą, jakiej dopuścił się gliwiczanin, był zabór 1200 litrów oleju napędowego, zatankowanego do zbiornika typu mauser.
Cały czas trwa ustalanie i potwierdzanie miejsc, w których operował podejrzany, sumowane są ilości skradzionego paliwa – śledczy spodziewają się, że będzie to nie mniej niż 4 tysiące litrów, o wartości przekraczającej ponad 20 tys. zł. Zatrzymany 30-latek czeka teraz na proces karny w sądzie i wyrok - za tego typu przestępstwo grozi mu 5 lat pozbawienia wolności.
Napisz komentarz
Komentarze